No i mamy jesień!

Pogoda nas nie rozpieszczała...karpie też nie, ale razem z naszym przyjacielem łyskaczem jakoś daliśmy radę!

Pierwszy strzał u filipa, i na macie ląduje całkiem ładny karpik

 Chyba coś ponad 10 kg

A potem długo długo nic:) , no może z wyjątkiem jakiegoś 5kg karpika.Jacek postanawia zmienić miejscówkę, przewozi swój zestaw z głębokiej wody prosto pod trzciny...nie minęło 15 minut i jeeedzie.

Z tego co pamiętam jakieś 13.5kg
W czasie gdy ja zaprzyjaźniam się bardziej z grantsem Joanna bierze się za kombinacje z próbkami imperiala, na włos idzie czosnek i jakieś drugie cosik miodowe...mniejsza z tym, ważne że zrobiło robotę!

Nie pamiętam ile ważył sorry:)
Cóż po tym braniu, sam postanowiłem zabrać się do roboty...jakoś nie chciało mi się wracać do domu o kiju.
Niestety moja dotychczasowa taktyka coś kulała, 2 dni nic nie pikło...to był znak żeby coś zmienić:)
Moje standardowe przypony poszły na bok, skleciłem 360rig na long shank nailerze i fluorocarbonie Carp'R'Us do tego jakiś śmierdzący pływak, który moczył się w jeszcze bardziej śmierdzącym dipie i jedziemy.

9kg...mały, ale cieszy:)
Kolejne branie tej nocy było u Joanny, na macie ląduje ładny zarazem ostatni karpik naszej zasiadki:

Ponad 12kg wielbiciel zielonej czosnkowej kulki:)

Pozdrawiam

Bartek