Na łowisku
staw górny meldujemy się w niedzielę( tj. 21.10.12) o godzinie 8 :30. Zdołowani
totalnym brakiem ryb na zawodach z przed dwóch tygodni postanawiamy zaatakować
miejscówkę wylosowaną właśnie na nich i zdesperowani coś na niej złapać. O godzinie 11:00 wszystkie 5 wędzisk stoi na
podach i zestawy są już w wodzie. Łowimy na jakichś 2,5 metrach, bo przy
obecnym spadku wody na dużym stawie jest to jedno z głębszych miejsc. Czekając
na jakieś brania rozmawiamy z karpiarzami którzy też są na dużym w tym czasie,
i również tak jak my są przerażeni słabymi braniami od dłuższego czasu. Mijają
kolejne godziny, a sygnalizatory milczą jak zaklęte, zważywszy na porę już
około 18 zaczyna robić się szarówka, postanawiamy więc przed nocą donęcić
miejscówki, nie przestawiając zestawów i tak do wody lecą same kulki i trochę
pelletu. O godzinie 23:20 budzi nas pisk
sygnalizatorów Michała, wybiegamy z przyczepy ale pisk mija. Stoimy jeszcze
chwile przy wędkach i nagle na wszystkich wędziskach odzywają się sygnałki,
wiemy już na pewno że to BOBRY wleką gałęzie i fundują nam sztuczne brania. Wracamy
więc do przyczepy. O godzinie 02:10 rozlega się przemiły dźwięk na moim
sygnałku. Wybiegam z przyczepy i zacinam, i to jest to ! na wędce czuję ,że
rybka ma siłę i walczy zaciekle, wołam Michała, który odpala lampkę na brzegu (
jak się później okazuje ta lampka ratuje nas przed błądzeniem po wodzie, gdyż w
nocy zaskoczyła nas taka mgła że hej). Michał bierze podbierak wsiadamy w
ponton i wypływamy po naszą rybkę. Pływamy praktycznie po omacku gdyż włączenie
czołówek nic nie daje przy tej mgle. W końcu dopływamy do mojej rybki, mym oczą
ukazuję się już bardzo zmęczony karpik pełno łuski, bez problemu podbieram
rybkę. I wtedy zaczyna się problem, bobry + karp zrobiły totalny galimatias z
żyłkami, wszystko poplątane w iment co niesamowicie utrudnia nam powrót, a że
jest ciemno jak nie powiem gdzie, odplątywanie tego na wodzie mija się z celem,
postanawiamy odciąć wszystkie żyłki i wrócić z tą rybką na brzeg. Po 15 minutach
jesteśmy przy stanowisku. Rybka na mate, szybkie ważenie i mamy karpika 8,9 kg.
Jeszcze tylko kilka fotek i rybka wraca do wody. Zmęczeni, przemoczeni i zmarznięci
do szpiku kości, odkładamy wędki na pody. Nie mamy siły wiązać pięciu nowych
zestawów, więc kładziemy się spać. Rano wstajemy już o 6:00, ale tak naprawdę
wszystkie poniesione szkody naprawiamy dopiero o 9:45 bo o tej godzinie dopiero
znikła niesamowita mgła. I znowu o 11:00 wszystkie zestawy lądują w wodzie,
miejscówka przenęcona i czekamy. Niestety do 17:00 zero „pik”, więc zbieramy
się do domu. I choć udało się nam oszukać tylko jednego karpika, jesteśmy
zadowoleni z tej krótkiej zasiadki…
Fotka:
Pozdrawiam
serdecznie Jola W.