Na łowisku zameldowaliśmy się w środę popołudniu.
Pierwsze branie zaliczył Filip, udało mu się przechytrzyć karpika 10.9kg , nawiasem mówiąc jego nową życióweczkę (jej zdrowie opijane było do późnej nocy:)
Kolejny odjazd u Asi, około 5 rano w czwartek...hol się trochę skomplikował ponieważ karp wjechał w sąsiedni zestaw, postanowiłem przejąć kij i pomóc wprowadzić karpiszona do podbieraka. W efekcie na macie wylądował 14kg golasek (nie pytajcie czemu ja go trzymam do fotki, kto zrozumie kobiety?:)
Potem nastąpiła cisza, pogoda świrowała niewiarygodnie...zresztą wszyscy wiecie co się działo na południu Polski, praktycznie cały piątek upłynął bez brań, co zmusiło nas do kombinowania.
Domel korzystając z tego,że nasza strona łowiska przez całą majówkę była praktycznie pusta, zdecydował się na dalszą wywózkę w miejsce, gdzie sądziliśmy będą znajdować się kapry. Na efekty nie trzeba było zbyt długo czekać, holując w deszczu, cały przemoczony, ale też szczęśliwy kładzie na macie 9kg golaska:
Jeszcze tego samego dnia w nocy Domel doławia kolejną dziewiątkę z tego samego miejsca, a u nas na sygnalizatorach cisza:
Zaraz przed pójściem spać postanawiam zmienić taktykę, z punktowej pva która do tej pory sprawdzała mi się na tym łowisku, na coś zupełnie innego. Zestaw wywożę pod cypel, zasypując go i obszar dookoła dość sporą jak na ten okres ilością futru ( wiadro). Jakiś efekt to przyniosło, co prawda nie taki jaki oczekiwałem,ale jednak... o 5 rano w sobotę na macie ląduje 6kg karpik:
I to by było na tyle jeżeli chodzi o karpiki, więcej brań nie było...przemoczeni i zziębnięci zaczęliśmy się pakować. Chociaż pogoda nie dopisała, karpiki też średnio współpracowały to wszyscy razem stwierdziliśmy,że zasiadkę trzeba zaliczyć do udanych, czas spędzony nad wodą w dobrym towarzystwie i w super klimacie, nigdy nie będzie czasem straconym;)
Pozdrawiam
Bartek