To miał być mój długo wyczekany weekend w całości spędzony na 3K. Niestety jak zwykle coś musiało pokrzyżować moje plany. Zasiadkę zaczęli w piątek Domel, Bartek i Robert, a ja niestety dojechałem dopiero w sobotę, po pracy około godziny 15, ale do rzeczy. Chłopaki na łowisku pojawili się około godziny 18 i od razu zabrali się za obóz. Domel obrał taktykę łowienia na wprost na głębokiej wodzie natomiast, Bartek wywoził na prawo na płytszą wodę. Pierwsza dobra zasiadki nie była zbyt łaskawa i niestety oprócz pojedynczych piknięć, nie udało się nic złowić. Końcówkę dnia chłopcy spędzili integrując się przy ognisku z kompanami z sąsiednich stanowisk.
W sobotę zaraz po skończeniu pracy wyruszam jak najszybciej do Krakowa, aby nie tracić czasu, którego i tak już nie było zbyt wiele. Niestety Bartek musiał zebrać się do domu rano, jeszcze przed moim pojawieniem się nad wodą. Po przyjeździe na łowisku szybka konsternacja, rozstawienie sprzętu i do wywiezienia zestawów wybieram te same miejsca, które skutecznie punktowały podczas naszego urlopu spędzonego na tym samym stanowisku.
Na włos zakładam sprawdzone kulasy i na jedną leci ClubMix,a na drugą RS1. Szybka wywózka i w końcu w spokoju można odpocząć, tym bardziej, że pogoda nam dopisywała. Około godziny 17 cisze na naszym stanowisku przerywa branie na jednej z moich wędek. Karpik nie był zbyt waleczny i po szybkim holu na macie mam pierwszą rybkę.
Nie był to rekordowy okaz, miał 10,7 kg, ale zdjęcia zrobione przez Domela przeszły wszelkie oczekiwania.
Po szybkich fotkach, ryba wraca do wody, a my dalej możemy delektować się zimnym piwkiem.
W między czasie wyworząc zestawy Domela mój Frog domówił posłuszeństwa na środku jeziora. Po poświęceniu Domela, który popłynął po łódkę, okazało się, że to tylko spalony bezpiecznik na jednym silniku zrobił nam taką niespodziankę.
Kolejne branie mamy zaraz po zmroku. Karpik tym razem połakomił się na RS1. Hol nie był już tak bezproblemowy jak pierwszy, po kilku minutach zabawy w podbieraku ląduje spory Lampas i po oględzinach na oko stwierdzamy, że "dyche ma".
Po dokładnym zważeniu okazuje się, że mam swojego największego Lampasa jakiego udało mi się złowić. Waga zatrzymała się na 13,7 kg co po odjęciu wagi worka do ważenia daje 12,2 kg.
Kolejna sztuka należała do Domela. Około godziny 22 jest upragnione "lulululu" na Delkimach i hol kończy się na macie karpikiem o wadze 9.2 kg.
Ledwo zdążyliśmy wywieźć zestawy po ostatniej rybie i po 10 minutach mamy kolejne, książkowe branie u Domela. Delkim zrobił najpierw jedno "pik" i po chwili mamy kilkudziesięcio sekundowy wystrzał na wolnym biegu. Domel od razu po zacięciu wiedział, że ma na kiju coś większego. Około dziesięciominutowy hol z licznymi odjazdami kończy się sukcesem. Przenosząc rybę w podbieraku na matę, czułem, że jest to coś naprawdę dużego.
Po sesji rybka szczęśliwie wraca domu.
Po kilkudziesięciu minutach kładziemy się spać i było nam dane przespać prawie całą noc, ponieważ dopiero około 6 rano budzi nas moja centralka. Po wyciągnieciu rybki nie było nawet czasu na zważenie i zdjęcia, ponieważ zaczęło dość mocno padać, a my wyrwani ze snu chcieliśmy jak najszybciej wrócić do ciepłych śpiworów.
Poranny maluch Domela, miał coś około 5 kg.
Chwilę później, około 10, Domel ma na macie wariata ważącego niewiele ponad 12 kg.
Nawet przy wypuszczaniu dał mu popalić.
Niestety nasz czas powoli się kończy i trzeba zbierać się do domu.
Podczas pakowania udaje mi się dołowić jeszcze jedną sztukę ważącą 11 kg.
Wszyscy zadowoleni z udanej zasiadki wracamy do domu w bardzo dobrych humorach.
Pozdrawiam
Filip