Relacja Ola z V zawodów o Puchar Smoka Wawelskiego

No to się podziało, czyli V Zawody o Puchar Smoka Wawelskiego – w poszukiwaniu Zbyszka!


Nadszedł czas na krótką relację z pięciodniowego, rewelacyjnego spotkania nad wodą, podczas którego przy okazji odbyły się V Zawody o Puchar Smoka Wawelskiego 21-25.05.
Igrzyska te miały miejsce na łowisku Krakowskiego Klubu Karpiowego – Przylasek Rusiecki.
Nie będę się rozwodził nad ekipą biorącą udział oraz atmosferą panującą na łowisku, ponieważ mam za ubogi słownik żeby określić jak było kosmicznie zajefajnie.
Startowałem w drużynie z zacnym towarzyszem broni w osobie Marcina Czorta. W półświatku wędkarskim znanym jako Diobełek. Spisał się dzielnie, walczył jak lew i mam nadzieję, że moja postawa wyglądała z boku podobnie.
Mieliśmy co prawda kilka zniżek formy, ale całokształt jak się na końcu okazało wyszedł na bogatości.
Losowanie przebiegło w radosnej atmosferze pomimo upałowi nie do wytrzymania.
Tak się złożyło, że nasza kolej przypadła jako przedostatnich. Zostało stanowisko, którego nikt nie chciał wylosować i takie, które na weekendowych zasiadkach zawsze było „uprzejme” dla wędkarzy.
Możecie łatwo zgadnąć, które trafiliśmy Nie będę cytował raczej co mówiłem pod nosem jadąc na nasza miejscówkę.
Po przyjeździe szybka akcja rozpakunkowa, rozłożenie wigwamu i szybkie opracowanie taktyki.
Łowisko według wcześniejszych ustaleń zostało zanęcone i po oficjalnym rozpoczęciu rzuciliśmy wędki.
Tutaj można by zakończyć relację i powrócić do niej w niedzielę, bo tak udana była integracja ze wszystkimi ekipami. Jeszcze raz wielkie dzięki Panowie bo dawno się tak dobrze nie bawiłem. Szacuneczek !!!
Myślę, że opis minuta po minucie nie byłby zbyt ciekawy dlatego tylko z grubsza opiszę efekty.
Jak to zwykle w życiu okazało się, że miejscówka nie była taka zła. Zaczęło się od rybki Marcina w czwartek rano.Miała troszkę ponad 5kg.Tego samego dnia ok. godziny 9:00 nastąpiło coś co wstrząsnęło moim światem Dodać należy, że wydarzenie to pozbawiło mnie w ciągu sekundy kilku promili, na które tak ciężko pracowałem.
Mianowicie po bardzo spokojnym braniu zacząłem hol ryby. Szła dość zdecydowanie i mocno w jedną stronę trzymając się dna. Czułem na wędce że nie będzie to maluch. Karpik pokazał mi się dopiero praktycznie pod nogami, które w tym momencie się ugięły. Na wędce miałem Teodora czyli największego mieszkańca łowiska 3K. Jego waga zawsze wahała się w okolicach 21-22kg. Bez ściemniania o holu niczym „stary człowiek i morze”, udało się dość sprawnie wyciągnąć zacnego kolegę na brzeg. Po ważeniu (22,600kg) i krótkiej sesji zdjęciowej Teoś powędrował spowrotem do wody.


W kolejnych dniach dołowiliśmy jeszcze 5 rybek i nasz wynik zatrzymał się na 7 sztukach (70,75kg). 



Dało to finalnie II miejsce w klasyfikacji generalnej, a dla mnie nagrodę za największą rybę zawodów.


Po takich wynikach humory dopisywały nam nawet podczas zwijania całych gratów.
Udaliśmy się na rozdanie nagród, które jak się można było spodziewać przebiegło w wesołej atmosferze.



Cały czas zawodów przeleciał jakby trwały maksymalnie 24h. Mamy podejrzenia, że brało w tym udział UFO, które porwało nas na badania we środę i oddało w niedzielę

Jedno jest pewne, że oczekuję na kolejną edycję, w której wezmę udział na 100%.

PS: Chciałem podziękować Bogu i matce Whitney Houston, za to że przeżyłem 

Achoj !!!