Przynajmniej piwo się nie zagrzało

Miałem uczcić tą zasiadkę minutą ciszy w internecie,ale Aśka uparła się,że ma być relacja....
No to cóż zaczynamy: Taktyka jaką obrałem była bardzo skromna... punktowo dwa czteropaki carslberga
na weekend ....nie wróżyło to niczego dobrego.Dla karpiszonów przygotowałem ziarenko, doprawione tak jak lubię, wyszło idealnie...aż łzy z oczu leciały i trawa dookoła więdła. Pierwsze branie u Asi, kilkanaście minut po wywózce:

Ponad 11kg...wydaje mi się,że już kiedyś gdzieś widziałem tego karpika.


Chwile potem pogoda się załamała....a z nią brania:) Cale szczęście towarzystwo jak zwykle było wyborne... w sumie to pierwszy raz piłem szampana na zasiadce:). W niedziele rano wyspany jak nigdy postanowiłem abdykować i przeniosłem się na zbiornik za nami.Wywózka 10 minut i branie... nic wyjątkowego,ale też nie jakiś maluch.Niestety hol zakończony spinką niedaleko brzegu, nagroda za kolejny experymentalny przypon:)

Koczowanie przy podzie...tak tak, tym razem naprawdę chciałem coś złowić:)
Niedziela była całkiem ładna i cały bajzel zdążył nam wyschnąć nad wodą...do domu zebraliśmy się popołudniu...hmmm byłem taki pewny,że dorwę jakiegoś forfitera,a musiałem wracać pokonany, ze spuszczoną głowa...z drugiej strony czy to nie jest właśnie piękno tego sportu?:)

Pozdrawiam

Bartek