Dni spędzone nad wodą są bezcenne.Jedyna w swoim rodzaju ucieczka od otaczającej nas codzienności, oraz możliwość spotkania się z dużym kabanem...sprawiają,że z utęsknieniem wyczekujemy kolejnego wyjazdu na zasiadkę...
|
Nie jest pięknie? |
Dobra przejdźmy do rzeczy:) Pierwsze branie było na moich kijach...holował Jacuś, a ja sobie tylko zrobiłem fotkę...hehe dzięki :P
|
Ponad 13kg pełnołuski |
Kolejne też u mnie....na macie ląduje mały brzydki karpik:
|
Porządnie odkażony wraca do wody |
Tutaj następuje przerwa...w sumie to kilka dni przerwy, rzeczywistość niestety jest jaka jest...i trzeba wrócić do pracy. W międzyczasie część naszej ekipy zjeżdża się nad wodę..nie znam poszczególnych wag, ale po fotkach widać,że nieźle połowili:
|
Frog-zilla załadowana prawie na maxa |
|
Co nie jest dziwne, gdy w nęconym mamy takich gości. |
|
Myk! wracaj do wody kolego. |
|
Kolej na Roberta, doławia ładnego karpika |
|
Oraz kolejnego amurka. |
|
Noc należy do Rafała |
|
Ostatnia rybka ich zasiadki. |
Nadchodzi upragniony piąteczek...z samego południa meldujemy się nad wodą. Rozbicie zabiera nam kilka godzin, nigdzie się nam nie spieszy...przy piwku delektujemy się chwilą.
W końcu gdy wszystko mamy gotowe, zabieramy się za wywózkę. Plany są dwa górka z 5m do 3.3m około 100m od nas lub drugi brzeg i trzciny...jakieś 150m pływania frogiem. Wybieramy opcje numer jeden:)
Do zanęty idzie karpiowy killer znany również jako "mój sekret na leszcza"
|
Kukuku |
Oraz pellety kałamarnica ośmiornica plus kryl, w 2 gradacjach i szama dla kaperów gotowa:
Pierwsze branie mamy naprawdę bardzo szybko, nie wiem czy minęły nawet dwie godzinki od zasypania.Ostra walka i kaperek poddaje się dopiero po kilkunastu minutach:
|
Ponad 14 kg... żarłoczek ze świeżymi śladami poprzedniego kłucia:) |
W środku nocy budzi nas dźwięk moich foxów...ostry odjazd,krótki chociaż w końcowym momencie ciekawy hol i na macie ląduje malutki karpik:
|
Myślę sobie,że miejsce nęcenia wybraliśmy dobre... |
Jednak nie tak do końca... po tym maluchu woda zamarła, temperatura zrobiła się średnio znośna...a my przez dobę złowiliśmy tylko dwa leszczyki. Co prawda wyjątkowo duże i całkiem ładne, ale jak wszyscy wiemy czarnopłetwy się nie liczy:)
Przyszedł czas na opcje nr dwa, czyli daleką wywózkę...wybieram najłowniejszą ostatnio kombinację: 360 rig plus candy floss solara.
|
Ciekawe...bo jeszcze w zeszłym roku prawie w cale nie łowiliśmy na popki, a teraz praktycznie tylko na nie. |
Naście minut po wywózce słyszymy odjazd, reaguje bardzo szybko i zaczynam ściągać rybę z tych ~150 metrów. Chociaż robię to dość energicznie to widzę jak karpik śmiało popiernicza przez pół łowiska w prawo...w sumie to wiem gdzie płynie i co się stanie jeśli go nie zawrócę. Wchodzi mi za wypłycenie..taką dość sporą piaskową łachę z licznymi zaczepami na jej skarpach. Żyłka się blokuje, przypominam sobie rady kolegów którzy mieli podobne sytuacje w tym samym miejscu i na kilkadziesiąt sekund otwieram kabłąk.Sztuczka się udaje, karpik sam wychodzi z zaczepu a ja znowu mam z nim kontakt. Kolejną walkę zaczynamy już pod samym podbierakiem...ciągłe ucieczki w każdy możliwy dookoła zaczep przedłużają hol... chociaż już wiem z kim walczę: jak ma 10kg to jest dobrze;] , przysłowiowy mały ale wariat.
|
Jednak nie miał nawet dychy:))) |
|
Podstawowa zasada naszego teamu: Catch and Release! |
I to by było na tyle,zaraz po tym zaczęliśmy się powoli zbierać...wypoczęci, uśmiechnięci i nawet bez kaca:) Było pięknie... oby więcej takich zasiadek.
|
Jeszcze jedna panoramka na koniec |